wtorek, 29 sierpnia 2017

Podsumowanie


Małżeńskie Camino nie kończy się w Santiago, ani tak na prawdę nie zaczyna w Saint Jean, Oviedo, Madrycie, Porto, Lizbonie, Irunie czy gdzie indziej. Małżeńskie Camino, czyli Droga, zaczyna się w dniu ślubu i trwa do końca. I na tej Drodze, tak jak na Camino de Santiago, trzeba iść razem, nie tracić się wzajemnie z oczu, bo wtedy jeden może się zgubić, skręcić gdzie nie trzeba, pójść szybciej, dalej, zrealizować inny plan, który temu drugiemu nie odpowiada, albo nie da rady nadążyć, zgubi się. Trzeba być razem, wzajemnie się wspierać, tempo marszu dostosować do tego wolniejszego, słabszego, brać pod uwagę słabości i ograniczenia drugiej osoby, a do tego w miarę możliwości pomagać temu słabszemu, podtrzymywać na duchu. A bywa też tak, że jednego dnia jeden przeżywa jakiś kryzys, a drugiego dnia drugi - razem jest raźniej i pewniej.

Już trzy miesiące minęły od zakończenia naszego Camino de Santiago, a w głowie i sercu ciągle to Camino siedzi. Droga, przeżycia, zapachy, smaki, kościoły, albergi, krajobrazy, a co najważniejsze - ludzie. Richard, Rodi, Mona, Jacek, Francuzka (pół Baskijka) i Dunka, których imion nie pamiętamy, Martina, Pedro, Jim, Francis i Luiza, Ki Ha, Emma, Ben, dwie Koreanki, Lili, ... - wszyscy oni pozostają w naszych sercach i modlitwach.

Nasza pielgrzymka była pielgrzymką dziękczynną o czym było we wpisie z 20. maja. Dzięki podpowiedzi Olka oprócz tej naszej ogólnej intencji codziennie nasz trud ofiarowaliśmy jeszcze za kogoś z rodziny, znajomych, za różne grupy, które są nam szczególnie bliskie ... Od 5. maja zapraszaliśmy też do towarzystwa w naszej pielgrzymce różnych świętych - był to świetny pomysł Ani na dodatkowe przeżycia duchowe. No i w trakcie marszu mieliśmy sporo czasu na modlitwę, szczególnie na różaniec. Początkowo odmawiałem [K] po jednej dziesiątce w różnych intencjach, ale już po kilku dniach pielgrzymowania okazało się, że nie pamiętałem czy w danej intencji modliłem się już dzisiaj, czy to było może wczoraj, a dzisiaj jeszcze nie. Pogrupowałem więc sobie intencje w większe całości i modliłem się całymi różańcami - tak było łatwiej zapamiętać w jakiej intencji już się modliłem. Takich różańców dziennie modliłem się co najmniej 10, a bywały dni, że 12 czy 13. Były dni, że łatwiej było się skupić na modlitwie, a bywały, że trudniej. Mijane miejscowości, piękne widoki, chęć zrobienia zdjęcia czy spotkanie kogoś na pielgrzymim szlaku często rozpraszały i odkładając na chwilę różaniec trzeba było np. zaczynać dziesiątkę od nowa. A w samo południe śpiewaliśmy na głos "Raduj się Nieba Królowo", nawet idąc przez środek miasta :-)

Okazało się, że na miesiąc życia niewiele człowiekowi potrzeba. W zasadzie z trzech jedna koszulka i jedna para skarpetek tylko wędrowały w plecaku. Trochę szkoda, że nie zabraliśmy kąpielówek bo by się przydały i na trasie w alberdze, i w Fisterze. Nie użyliśmy ani razu prześcieradeł antypluskwowych, a pluskiew mimo wielkich obaw na szczęście nie doświadczyliśmy wcale. Może dlatego, że szliśmy raczej na początku sezonu pielgrzymkowego, a może Hiszpanie zabrali się na serio do walki z pluskwami. W każdym razie hospitalero w Castrojeriz mówił, że w razie znalezienia pluskiew u nich władze zamykają albergę na amen do czasu odpluskwienia. W wielu albergach otrzymywaliśmy jednorazowe prześcieradła i poszewki na poduszki, wiele alberg też miało w łóżkach nowe materace powleczone szczelnym sztucznym materiałem - przypuszczam, że w takich pluskwy nie mają szans się zagnieździć.
   Niepotrzebnie też taszczyłem [K] Kindla - czasu na czytanie za bardzo nie było, bo lepiej było pogadać z innymi pielgrzymami lub napisać coś w pamiętniku lub na bloga, a Pismo Święte miałem i tak w telefonie. Lepiej zamiast tego na przyszłość zabrać menażkę, szczególnie na odcinek galicyjski, gdzie w albergach xunty nie ma garnków by coś ugotować.
   Reszta rzeczy zdecydowanie się przydała - i polar, i ciepła kurtka, i ciepła czapka. Może lepszą opcją by się okazały obie pary spodni z odpinanymi nogawkami, a nie tylko jedna taka. Peleryna się przydała, nóż i latarka też. Ania miała też kalesony i bluzkę z wełny merynosów i się jej przydały, szczególnie na niektóre noce, mi [K] by się nie przydały; może w niektóre dni koszulka.  Mieliśmy też dwa długopisy - za mało :-)

Buty to chyba najważniejsza część ekwipunku. Mieliśmy trekingowe buty za kostkę z Decathlonu, Ania nieco porządniejsze, ja [K] najlżejsze jakie były. Niestety w moich były zbyt cienkie i miękkie podeszwy, szczególnie na odcinki górskie, a do tego niezbyt dobrze trzymały na wilgotnym podłożu. Czułem się w nich często niepewnie. Ale byli tacy, którzy wędrowali w adidasach, trampkach czy nawet sandałach, i to nawet na górskich odcinkach. Wzorem Koreańczyków, i nie tylko, na prawie każdym postoju wietrzyliśmy buty i skarpetki, i chyba dzięki temu obyliśmy się bez większych problemów ze stopami.

Ile kilometrów przeszliśmy? Wg przewodnika miało być 775 km, choć podsumowując poszczególne etapy wyszło 773,9 km, wg aplikacji z telefonu 775,1 km, a według spisu alberg otrzymanego w SJPdP 775,2 km. A na certyfikacie odległości mamy 799 km :-) Licząc 775 km to średnio na dzień przechodziliśmy trochę ponad 27,5 km. No i plus ok. 90 km do Fisterry, przy czym w zasadzie to już nie jest pielgrzymka, choć można tą drogę potraktować jako dodatek do niej - my te kolejne trzy dni wędrówki ofiarowaliśmy jeszcze w kilku intencjach, których nie zmieściliśmy przed Santiago, więc dla nas Camino Fisterra było przedłużeniem pielgrzymki. Ale wielu pielgrzymów do Fisterry (Finisterry) dojeżdża już autobusem i to też jest dobra opcja.

Wydatki podczas Camino - nie notowaliśmy wszystkich wydatków, ale z dni, w których udało się zapisać wszystkie wszystkie wydatki (w tym jedzenie, noclegi, picie, kawy, wino, muzea, maści do nóg itd.) wyszło, że średnio na dzień koszt wyszedł 21 € na osobę. Plus oczywiście transport tam i z powrotem, ale to już jak kto sobie załatwi i jaką opcję dojazdu wybierze.

Mówiono nam, że Camino później woła. E tam, jest tyle innych dróg, szlaków do przejścia - wydawało nam się. Ale jak już nogi po powrocie odpoczęły, to coraz częściej wraca myśl, by wrócić jeszcze kiedyś na Camino ...


A to jedna z naszych pamiątek poświadczających, że doszliśmy - nasz certyfikat odległości.