wtorek, 30 lipca 2019

Santa Irene - Santiago de Compostela

Jesteśmy w Santiago! Doszliśmy. Wszyscy. I to w zasadzie z kompletnie zdrowymi stopami. Cieszymy się niesamowicie, a my z Anią chyba tym bardziej, że udało nam się po teraz drugi.

Na trasie dzisiejszego etapu tłumy pielgrzymów, oprócz pojedynczych plecakowych wielu na lekko w dużych grupach kilkunasto- albo i kilkudziesięcioosobowych. Dwa dłuższe postoje na trasie mieliśmy, oraz nadeszliśmy trochę do Centrum Pielgrzymkowego im. JPII. Wchodząc do Santiago zboczyliśmy też z Camino jeszcze kilkaset metrów by zawczasu kupić bilety na autobus (i chyba to był strzał w dziesiątkę), a potem już prosto cieszyć się z zakończenia pielgrzymki na Praza do Obradoiro. Potem jeszcze była kolejka w Biurze Pielgrzyma po compostelę i zasłużony obiad (menu peregrino oczywista). I były spotkania po drodze naszych primitivowych znajomych - angielskie małżeństwo z psem mieszkające w Hiszpanii, Grigorij, i Carolina, która doszła dzień wcześniej.

Potem zameldowaliśmy się w alberdze i odświeżeni udaliśmy się do katedry do św. Jakuba. Katedra cała jest w remoncie więc chłopcy niewiele zobaczyli, ale daliśmy radę się pomodlić w jedynej chyba czynnej kaplicy oraz po odstaniu w kolejce przytulić się do figury św. Jakuba w ołtarzu i wyszeptać mu do ucha niesione przez 315 km intencje.

I jeszcze było trochę włóczenia się po uliczkach Santiago, pimentos z kieliszkiem wina i kufelkiem piwa, znowu spotkania starych znajomych i nowych, jak pani z Sopotu, która szła z Porto. A w alberdze jeszcze ciekawa rozmowa z Grigorijem.


poniedziałek, 29 lipca 2019

Melide - Santa Irene

Najdłuższy etap, bo ponad 30 km, dał się nam we znaki. Nóżki bolą, przynajmniej mnie i chyba Julka, bo pozostała dwójka się raczej nie przyzna, choć Szczepan mówił, że mu się dziś dobrze szło. Mi niby też ... ;-) Poza tym było fajnie chłodno (temp. chyba nie przekroczyła 20 st.), ale od czasu do czasu popadał drobny ale rzęsisty deszczyk, przy czym niekiedy tak krótko, że nie opłacało się zakładać peleryn. 

Coraz bliżej Santiago, bo już zostało tylko jakieś 22 km, za to od połączenia Camino Primitivo z Camino Frances widać dużo pielgrzymów na Drodze, ale w większości obce twarze. Jednak siostry Kanadyjki i Amerykanina z Kalifornii, i Hiszpana co widywaliśmy go głównie na mszach, udało nam się spotkać. W czasie odpoczynku dogadaliśmy się z Bianką z Pragi, która 1 lipca wyruszyła z SJPdP Camino Frances. Fajnie się z nią rozmawiało bo ta poliglotka (tłumaczy angielski, niemiecki i francuski) rozumie polski mając przyjaciółkę z Raciborza.

Dwa lata temu był to jeden z dziwniejszych naszych etapów, na którym nie zrobiłem żadnego zdjęcia i prawie nic z niego nie pamiętałem. Dziś jednak poznawałem miejsca w których się np. zatrzymywaliśmy na odpoczynek. Dziś już też wiem dlaczego nie robiłem wtedy zdjęć - bo jest to odcinek mało widokowy prowadzący albo lasem, albo wzdłuż drogi, i bardzo monotonny.

Po drodze w Arzua musieliśmy zrobić zakupy, bo potem nie było żadnego sklepu. Obiad dziś prawie w całości ugotowała Ania, oczywiście w takiej ilości, że chłopcy będą mieli jeszcze na kolację. Teraz trzeba jeszcze odpocząć i nabrać sił na jutrzejszy finisz i spotkanie ze św. Jakubem.

niedziela, 28 lipca 2019

Ferreira - Melide

Niedługi etap bo alberga Ponte Ferreira była na wyjściu z miejscowości, a ta w Melide Alfonso II jest na wejściu, jakieś pół kilometra od centrum. Po drodze minęliśmy kościół w Vilamor, który był otwarty, była pieczątka do przybicia, ale też akurat była msza niedzielna, która zaczęła się chyba o 10:30.

Chyba jesteśmy bardzo ważnymi pielgrzymami, bo od postoju kawałek za Vilamor eskortowali nas dwaj konni z Guardia Civil. Tylko Ani coś zaszkodziło i szło jej się ciężko. Za to od razu chłopcy stali się bardziej opiekuńczy. Po przyjściu do albergi, po kąpieli i praniu sami poszli po zakupy do jedynego otwartego tutaj przy niedzieli sklepu, a musieli się spieszyć, bo o 14:30 go mieli zamknąć. 

Jesteśmy chyba pielgrzymami niekonwencjonalnymi, albo wręcz ogólnie wyłamujący się ze schematów, bo będąc w Melide zamiast na pulpo poszliśmy na ... pizzę :-) - Zorza, Burger i Barbacoa, i jeszcze Tarta de Santiago na deser.

O 20:00 byliśmy jeszcze na niedzielnej mszy, gdzie spotkaliśmy parę Polaków z okolic Pacanowa, którzy od 24 dni idą z SJPdP i po drodze spotkali tylko dwoje Polaków. My jednak spotykamy więcej naszych.

sobota, 27 lipca 2019

Lugo - Ferreira

Późno wyszliśmy z Lugo, ale za to krócej byliśmy narażeni na pielgrzymowanie w deszczu, a przestało padać dopiero przed 13-tą. Do albergi doszliśmy ok. 15:30.

Za to w tym deszczu łatwiej było się skupić na modlitwie. Ja już sobie wypracowałem system, że w czasie drogi modlę się w pewnych pogrupowanych intencjach całymi różańcami. Wychodzi mi, w zależności od długości drogi 4 do 6 różańców. A w południe, albo trochę później jeśli nie upilnujemy połowy dnia, modlimy się razem Anioł Pański.

W alberdze zamówiliśmy też kolację i śniadanie, bo po drodze w żadnej ze wsi nie było sklepu, więc mamy niewiele w plecach do jedzenia! A do tego jutro niedziela i nie wiadomo dlaczego sklepy będą tu ogólnie pozamykane ;-) , ale jutro liczymy na pulpo w Melide.

A kolacja ... to już osobna historia i cieszę się, że chłopcy mogli uczestniczyć w czymś takim, a my zresztą też. Ludzie z bardzo różnych krajów przy jednym stole, mówiący w większości lepiej czy gorzej, ale po angielsku. Pan z Kaliforni, dwie panie siostry z Kanady, rodzina cała z Hiszpanii z Barcelony, para z Australii, pani z Węgier. I fajna rozmowa, wymiana poglądów, doświadczeń, informacji co kto robi itd. Kolacja rozpoczęta została przez hospitaleros od kieliszka aperitifu oraz prośby o przedstawienie się każdego z pielgrzymów z imienia, skąd są, oraz określenia jednym słowem ich Camino. A wegetariańska kolacja pyszna była, trwała prawie dwie godziny, a rozmowy jeszcze długo po niej.

piątek, 26 lipca 2019

O Cadavo - Lugo

Trudny dzień dziś. Pierwsza trudność była przewidziana, czyli etap niemal 30-kilometrowy. Druga trudność była nieprzewidziana i pojawiła się po pierwszych 8 km przy cudnym kościele Santa Maria w Vilabade - tam chcąc otrzymać pieczątkę do credenciala zorientowałem się, że nie mam dokumentów i kasy. Po kilku telefonach, uprzejmości właścicielki albergi, która przyjechała po nas z O Cadavo (okazało się, że to ta sama Pani, która krzywo na nas patrzyła w cafe barze Eligio) dokumenty znalazły się. Jej mąż zawiózł nas z powrotem do Vilabade i jeszcze nie chciał za te jazdy tam i z powrotem żadnej kasy (oczywiście i tak mu w aucie zostawiłem). Wcześniej się mocno wyściskaliśmy na pożegnanie z właścicielką albergi San Mateo.

Potem już szczęśliwie dotarliśmy do Leon, gdzie mieszkamy w ciekawej alberdze/hostelu Cross, jedną ulicę od katedry, w której byliśmy na mszy o 20:00. Wcześniej zrobiliśmy zakupy, Ania z chłopcami zrobiła obiado- kolację obfitą, do której we dwójkę wypiliśmy butelkę wina. A potem poszliśmy z Anią na kawę do cafe-baru poniżej i ... tam nam powiedzieli znajomi Amerykanie, że dają mieszkańcom albergi drinka gratis - woda lub piwo. Mam nadzieję, że Bóg mi wybaczy, że poszedłem na mszę nieco wstawiony :-) (pierwszy raz w życiu!). Przy okazji na mszy spotkaliśmy Patryka i jednego Hiszpana, którego widujemy na wszystkich mszach od Grandas de Salime. I oczywiście na koniec było specjalne błogosławieństwo dla pielgrzymów. A katedra piękna.

Po mszy poszliśmy jeszcze na spacer po Lugo, szczególnie obejrzeć mury obronne postawione przez Rzymian pod koniec III w., a wpisane aktualnie na listę dziedzictwa UNESCO.

Po drodze spotykamy różnych pielgrzymów, dzisiaj co chwilę znanego nam od Pola de Allande Rosjanina, radiologa Pedra z Brazylii (który studiował w Koszycach i był już też w Polsce) z jego 16-letnim synem Augustem, Niemca, który właśnie skończył studia i idzie ze Sztutgartu, teraz w towarzystwie Hiszpanki, emerytkę Francuzkę, która nam pomogła w kontakcie z właścicielami albergi San Mateo, a która idzie z Paryża. I jeszcze trochę znajomych twarzy wieczorem na uliczkach Leon.

Teraz trzeba tylko trochę w nocy podkurować nogi, bo dzisiaj wszystkim nam Droga dała się we znaki :-) Ale do Santiago już niecałe 100 km.

Czasami zdarzają się takie niespodzianki na trasie.

czwartek, 25 lipca 2019

A Fonsagrada - O Cadavo

Wcześniej dziś wyszliśmy i też stosunkowo szybko zakończyliśmy dzień pielgrzymowania, bo też pogoda była idealna, tzw. górska, czyli czyste, przewiane powietrze, słońce, dwadzieścia kilka stopni temperatury, wiatr. I wspaniałe górskie widoki, a rano dodatkowo jeszcze cudny spektakl ze wschodzącym słońcem i chmurami w rolach głównych. W pięknym miejscu starego XIV-wiecznego schroniska dla pielgrzymów spotkaliśmy zwijających właśnie namiot, spotykanych od naszego drugiego dnia pielgrzymowania, Amerykanów.

Wczoraj wieczorem byliśmy na mszy w wigilię święta, bo dziś mają tu święto św. Tiago, jak u nas, przy czym święto na tyle ważne, że państwowe, więc dziś sklepy są pozamykane. Na mszy było 12 miejscowych i 10 pielgrzymów (6,5 Polaków, bo Dawid ma mamę Polkę), a na zakończenie mieliśmy błogosławieństwo dla pielgrzymów, tym ważniejsze, że właśnie świąteczne św. Jakuba do którego przecież pielgrzymujemy. Z okazji tego święta do naszego dzisiejszego pielgrzymowania zaprosiliśmy św. Jakuba oraz św. Krzysztofa - trzeba przyznać, że załatwili nam świetną pogodę ;-)

Jako, że doszliśmy dziś dość szybko do albergi to skorzystaliśmy z okazji, że jest tutaj gratisowy basen miejski (wiejski?) i trochę sobie popływaliśmy i schłodziliśmy rozgrzane mięśnie.

Obok naszej albergi San Mateo (kolejna do polecenia) jest cafe bar Eligio, gdzie zamówiliśmy dwie porcje menu peregrino i dos cafes con lece będąc w czwórkę - oj jak pani na nas krzywo patrzyła, a przecież te porcje menu peregrino są tak duże, że często ciężko jednemu taką zjeść. A bywają takie miejsca, gdzie można spokojnie zamówić porcję na dwóch/dwoje i dadzą spokojnie dwa talerze, dwa zestawy sztućców i dwa kieliszki, ale oczywiście pół butelki wina, czego doświadczyliśmy np. na naszym Camino Frances w Gonzar chyba w Casa Garcia.

Teraz się zachmurzyło i pada gęsta mżawka. Na jutro dla Lugo, dokąd idziemy, zapowiadana jest pogoda raczej pochmurna z temperaturą do 23 stopni, a w Rybniku 26-27, a w porywach nawet do ponad 30. Który z pary krajów Polska i Hiszpania leży na południu Europy? Uwaga: nie tęsknię za upałem, wcale a wcale!


środa, 24 lipca 2019

Grandas de Salime - A Fonsagrada

Trudny dzień, ale chłopcy szli jak rakiety. Rano podejście, najpierw we mgle, a potem ponad mgłami w słońcu, ale do 10:30 nie upalnym (kiedy to osiągnęliśmy O Acebo, już w Galicji), ale potem już w coraz bardziej doskwierającym. Doszliśmy ok. 13:30 czyli przed największym upałem, choć końcowe podejście było wykańczające.

Wczoraj byliśmy na mszy w Grandas de Salime, w sumie na szybko policzyłem 13 wiernych, z czego 7 pielgrzymów, w tym 6 Polaków. Dostaliśmy (pielgrzymi) do ucałowania relikwie św. Bottiego (San Botti), więc dzisiaj zaprosiliśmy go do towarzyszenia nam w drodze. Tylko kompletnie nic o nim nie wiemy, jedyne informacje wygooglałem w języku Don Kichota, którego nie znam (języka oczywiście).

Poszliśmy na obiad do pulperii O Candal, porcja pimentos i pół porcji pulpo pozwoliło mi się najeść co najmniej do syta. A było pyszne! Chłopcy wzięli duże porcje pulpo i też się chyba najedli. Ania swoją ensalada mixta plus pół pulpo zdecydowanie też, tym bardziej, że ze Szczepanem musieliśmy jej trochę pomóc. Menu peregrino, nawet z pulpo wyszło by taniej - na przyszłość już wiemy.

Śpimy w bardzo fajnej alberdze Cantabrico. Czyściutko, przestronnie, łazienki super, przy każdym łóżku gniazdko. Z czystym sercem polecam. Tak samo jak albergę Casa Ricardo w Campiello, Miguelin w La Mesa (z basenikiem), czy albergę państwową w klasztorze benedyktyńskim w Cornellanie. No i El Texu Kasi w La Espina, szczególnie za polski klimat :-). W pokoju sześcioosobowym mamy na razie dokwaterowaną Francuzkę, która w ubiegłym roku szła z Paryża do Santiago, a teraz idzie w odwrotnym kierunku.

Kościół też tu jest otwarty w ciągu dnia i o 20:00 ma być msza. Mamy nadzieję spotkać parę Polaków z Bytomia, których spotkaliśmy na mszy wczoraj.

Wg apCP przeszliśmy 166,7 km, a zostało nam ok. 154 (wg słupków galicyjskich). Wg WPG przeszliśmy 153 km, a wg aplikacji Buen Camino 157,35 km. Jak nieco przyspieszymy to dojdziemy spokojnie, a jak pójdziemy dotychczasowym tempem to też się zamieścimy w zakładanym czasie, ale tak na styk.

wtorek, 23 lipca 2019

La Mesa - Grandas de Salime

Krótko, krótko! Trochę przyspaliśmy i nie zrobiliśmy wystarczająco wcześniej rezerwacji, i o 8:00 rano okazało się, że w Castro jest już completo, a że do następnej albergi jest za daleko zostaliśmy tutaj w Grandas de Salime. Za to w ramach rekompensaty mamy szansę na mszę, która ma tu być o 19:00. Jutro nadrobimy dłuższym etapem do A Fonsagrady, gdzie mamy już zrobioną rezerwację.

Wczoraj wieczorem do albergi przyszedł Artur, który robi długodystansowe etapy i przyszedł z Tineo przez Hospitales. A jeszcze później przyszedł Patryk, którego ostatnio widzieliśmy w La Espina. Obaj spotkali na Puerto del Palo Kasię z El Texu, myśmy tam byli zbyt wcześnie by ją spotkać.

Dzisiaj ugotowaliśmy obiad sami, a w zasadzie Ania ugotowała z drobną pomocą. Dzięki temu w końcu mieliśmy na obiad sałatę, bo jak na razie w menu de peregrino nie trafiliśmy na salata mixta. No i makaron z jakimś morskim białkiem. I bardzo dobre winko, choć niedrogie. Życie pielgrzyma jest piękne :-)

Nocujemy w alberdze municypalnej, więc na noclegu nieco oszczędzamy, a gotując obiad samodzielnie też robimy oszczędności na skromnym pielgrzymim budżecie, tym bardziej, że wczoraj trochę przekroczyliśmy założony budżet. A sama alberga - dormitorium bez uwag, ale łazienki ... powiedzmy, że jakoś dziwnie rozwiązane. No i w całej alberdze jedzie jakąś chemią.

Od Pola de Alande spotykamy dwóch Hiszpanów, z których jeden jest z matki Polki - też tu nocuje i dowiedzieliśmy się przy przygotowywaniu obiadu, że ma na imię Dawid i obaj studiują medycynę, i są na 6. roku. Rosjanin spotykany w alberdze w Pola de Alande też tu dziś przyszedł. A Polka z psem, którą widzieliśmy w La Mesa, poszła do Castro bo ma namiot i jest niezależna od miejsca w albergach.

O 17:00 poszliśmy z Anią na kawę, ale wróciliśmy szybko bo przyszła burza i trochę lunęło. Ale weszliśmy już też do kościoła, był otwarty w ciągu dnia - drugi na trasie (wcześniej w Grado).

Poranne chmury i morze mgieł

poniedziałek, 22 lipca 2019

Pola de Allande - La Mesa

Niby niecałe 23 km, ale około 1100 m podejść zrobiło swoje. Pierwsze podejście ponad 600 m w chłodnej mgle na szczęście, na Puerto del Palo, ale dalej już Droga prowadziła w coraz bardziej doskwierającym słońcu "up and down". Na szczęście po drodze było Barducedo gdzie trochę odpoczęliśmy i zrobiliśmy zakupy. Na Puerto del Palo mieliśmy cudny spektakl odsłaniającej i zasłaniającej widoki mgły, a panorama tych gór tutaj była piękna.

Sporo pielgrzymów idzie do Berducedo i do La Mesy (no taki urok drogi przez Hospitales, albo obok Hospitales), na szczęście wczoraj zrobiliśmy rezerwację w alberdze Miguelin, więc doszliśmy spokojnie, bez nerwów czy będzie miejsce. Spotkani dwaj młodzi Hiszpanie (jeden słabo mówiący po polsku, ale dobrze rozumiejący bo z matki Polki) zostali w Berducedo bo jeszcze były miejsca. Alberga Miguelin trochę droga, nawet jak na prywatne albergi, ale czysta, wygodna, z małym basenikiem obok. Uraczyliśmy się tu trzema porcjami menu peregrino na czworo. Fabada (podobne do naszej fasolki po bretońsku ale z Asturii) była bardzo dobra, ale żeberka (tutaj występujące jako castillas de condo) Ania robi lepsze :-)

Wygląda na to, że w planowanych 13 dniach się nie wyrobimy, ale ciągle jest szansa, że 14 dni na Camino Primitivo z Oviedo nam wystarczy. W sumie mamy 16 dni, więc ciągle jest mały zapas. Niestety na najbliższe kilka dni zapowiadają się upały, a szczególnie na jutro. Dotychczas z pogodą było całkiem spokojnie.

Przed chwilą doszli tutaj Amerykanie, których spotkaliśmy kilka dni temu w Cornellanie - mają namiot i nocowali na trasie Hospitales.

niedziela, 21 lipca 2019

Campiello - Pola de Allande

Dziś krótko czyli tylko 14,3 km (aCP). z trzech powodów, które się na siebie nałożyły, z których to chyba najważniejszy jest ten, że idąc Ruta Hospitales nie dalibyśmy rady być na mszy, a dziś w końcu jest niedziela. Drugi też ważny jest taki, że tuż przed i tuż za Ruta Hospitales miejsce w albergach trzeba jednak rezerwować z wyprzedzeniem - na jutro więc mamy już rezerwację w La Mesa.

Niestety idąc dziś trasą na Pola de Alande minęliśmy ponoć najciekawszy fragment Camino Primitivo i dodatkowo odeszła nam cała grupa naszych dotychczasowych caminowych znajomych. Za to byliśmy o 12:00 na mszy w kościele p.w. św. Andrzeja, przy czym z nami oraz paniami kościelną i pełniąca obowiązki ministranta było wszystkich nas ok. 35 (jak spróbowałem na szybko policzyć), na miejscowość liczącą 662 mieszkańców (wg hiszpańskiej Wikipedii), a nie licząc wielu wsi dookoła, gdzie dziś na pewno nie ma mszy. 

Byliśmy na mszy niedzielnej, więc mimo obijania się na trasie zasłużyliśmy na porządne menu peregrino. Zupę wzięliśmy typową ponoć dla Asturii o nazwie deweltas (jeśli dobrze zrozumiałem i zapisałem), a na drugie danie faceci mieli mięcho, natomiast Ania nie mogła sobie odmówić ryby. Dla nas flacha (litrowa chyba) wina na dwoje, dla młodzieży aqua, i deser dla każdego; kawę już ledwo zmieściłem w przełyku bo do żołądka nie dało rady ... jak dojść do albergi?

A tu się okazało, że w Pola de Alande jest basen ... Cudna, zima woda i przynajmniej tych kąpielówek nie niesiemy na darmo. No i cały dla nas. Miłe zakończenie dzisiejszego świątecznego dnia. Ruta Hospitales spokojnie poczeka do następnego razu, tym bardziej, że góry dzisiaj cały czas w chmurach, a znajomych jeszcze może dogonimy :-)

sobota, 20 lipca 2019

La Espina - Campiello

Się porobiło. W końcu zdecydowaliśmy się podejść jak najbliżej Ruta Hospitales czyli do Samblismo, ale jeszcze przed południem się okazało, że tamtejsza alberga jest completo i nawet Kasia z El Texu nic nie załatwi. Koniec końców postanowiliśmy zakończyć etap w Campiello, a tu się okazało, że dobrze zrobiliśmy, bo alberga w Borres też już była completo. Tylko nie wiemy jeszcze jak w takim razie przejść Hospitales, ale nad tym się jeszcze pomyśli. Widać w każdym razie, że chłopcy mają dziwnych rodziców, którzy zapinkalają jak motorki, a do tego nie potrzebują tyle jedzenia co oni, szczególnie mięcha :-) Obawiam się, że mogą mieć z tym problem.

Wczoraj w El Texu mieliśmy wspólną kolację z winem oczywiście, na której oprócz nas było małżeństwo z Włoch, Karolina z Barcelony, "nasze" trzy Niemki i Patryk. Było pysznie i wesoło. Nawet bardzo wesoło, a tłumaczenie co chwila szło z hiszpańskiego na niemiecki i dalej na angielski, a potem odwrotnie, bo akurat jedna z Niemek jest nauczycielką hiszpańskiego, więc tak było wygodnie.

Dzisiaj z większością znów jesteśmy w tej samej alberdze Ricardo - bardzo ładnej, prawie nówce, świetnie wyposażonej, przy każdym łóżku gniazdko. Jest tutaj też Argentyńczyk, który mówi, że świetna alberga jest też w Berducedo, tuż przed La Espina i stamtąd dziś przyszedł.

A przeszliśmy dziś 25,2 km (aplikacja Camino Primitivo - dalej aCP) lub 23,9 ("A Wise Pilgrim Guide to the Camino Primitivo" - WPG).

Uzupełnienie po Camino:
Alberga Casa Ricardo to też jedna z najlepszych. Byliśmy w niej pierwsi, ale szybko się zapełniła. Katrina, Marina i Varina chciały iść dalej, ale dowiedziały się właśnie, że w Borres jest completo i też zostały.

 Poranny krajobraz gdzieś niedaleko za La Espina

 
 Owce na deptaku w Tineo

 
 Górski krajobraz okolic Tineo

 
 Gdzieś na Camino




 

piątek, 19 lipca 2019

Cornellana - La Espina

Znów nam się udało wyjść ok. 7:20 i dziś też początkowo szliśmy w chłodnej mgle, a potem w coraz bardziej prażącym słońcu. Do albergi dotarliśmy ok. 13:20 robiąc sobie dłuższy postój w Salas. Tam oczywiście spotkaliśmy naszych caminowych znajomych. Trzy Niemki, które idą tak jak my z Oviedo idą tylko przez tydzień, więc nie planują dojść do Santiago. Przy okazji podejrzeliśmy co jedzą miejscowego i też spróbowaliśmy tego samego - grzanki polane oliwą z dipem ze zmielonych pomidorów. Trochę posolone mniam :-) Pojawił się też Tomasz z Pragi, Hiszpanka z Barcelony, trzech młodych Hiszpanów. Większość z nich dotarła do La Espina do tej samej albergi co my.

Za Salas niestety czekało nas podejście w coraz bardziej prażącym słońcu, na szczęście w znacznej części szlak prowadził lasem. Na wyjściu z Salas widzieliśmy nową albergę bardzo ciekawie wyglądającą, chyba na 12 osób z kuchnią. Potem jeszcze z Anią podeszliśmy kawałek od szlaku do wodospadu w dolince - fajny ale można sobie podarować.

Śpimy w alberdze El Texu, o której słyszeliśmy w radiu eM i nawet tak nam się droga ułożyła, że tu trafiliśmy. Alberga o tyle ciekawa, że obecnie prowadzona przez Polkę - Kasię. Czysta, przestronna z miłą polską atmosferą :-) 

Generalnie, jak to na Camino, jest problem z długością poszczególnych odcinków. Bo to zależy wg jakiego źródła się te odległości przyjmuje. W zasadzie mam dwa: aplikację w telefonie Camino Primitivo, oraz przewodnik "A Wise Pilgrim Guide to the Camino Primitivo" 2019 Edition (2nd). Wg CP dzisiejszy odcinek miał 21,2 km, a wg WPG 19,7. Coś mi się wydaje, że było to te więcej :-) Poprzednie etapy wychodziły: 12,7 i 25,7 km (CP) oraz 12,0 i 24,5 km (WGP). Przy okazji: wyczaiłem, że w przewodniku jest błąd w nr. telefonu do albergi El Texu (prawidłowy jest +34603751906). Nawiasem mówiąc w przewodniku nie uwzględniono też, że we wczorajszej naszej alberdze w Cornellanie jest wi-fi.

Uzupełnienie po Camino:
El Texu w La Espina godna polecenia, a szczególnie obiad w miłej atmosferze innych pielgrzymów. Takie wspólne obiady to jest jedno z najlepszych miejsc na poznanie ludzi, który pielgrzymują do Santiago, a reprezentują różne części świata, różne kultury itd.
W El Texu też nawiązałem fajną rozmowę z Tomem z Niemiec, posiadaczem i użytkownikiem Lubitela 166, którego to targał na swoim Camino.

 Poranne mgły


 Poranne mgły powoli ustępują pod wpływem coraz bardziej przygrzewającego słońca.

Między kościołem a muzeum w Salas zrobiliśmy sobie przerwę kawową.


 Wodospad, do którego trochę zboczyliśmy ze szlaku my z Anią i Niemki Katrina, Marina i Varina.



czwartek, 18 lipca 2019

Escamplero - Cornellana

Wczoraj Ania jeszcze zrobiła synom mięsną kolację (smażone plastry mięsa z bagietką), a na śniadanie mieliśmy resztki bagietki z plastrami horizo i kakao na asturiańskim mleku. Wyjść nam się udało o 7:20. Do Grado szliśmy w mgle i pod chmurami w przyjemnym chłodzie, od Grado już w słońcu. W samym Grado zrobiliśmy sobie godzinny popas.

Jest tyle rzeczy o których by się chciało napisać, że nie da się o wszystkim. Przyroda (miejscami czujemy się niemal jak w dżungli), zapachy (przydrożnych roślin z koprem włoskim na czele, i wiejskie zapachy ... wiadomo jakie), budynki i budowle (wiejskie rezydencje stare i nowe, kościółki, kapliczki, stare mosty), i ludzie (pielgrzymi spotykani na drodze i miejscowi pozdrawiający pielgrzymów). W przydomowych ogrodach i sadach oprócz jabłoni widujemy figi, cytrynowce, pomarańcze, bananowce, nawet plantację kiwi.

Po drodze spotykaliśmy trzy Niemki, które nocowały też w Escamplero, tak samo Prażanina, który idzie z Bayonne, i jeszcze jedną dziewczynę, chyba Hiszpankę, i parę z RPA.

Nocujemy w klasztorze benedyktyńskim w Cornellanie. Pokoje duże ośmioosobowe, czyściutkie, zaadoptowane w starych murach, ze świeżymi prześcieradłem i poszewką na poduszkę, i czterema łazienkami (ubikacja, umywalka i prysznic) na dwa pokoje. Jesteśmy pod wrażeniem. Alberga jak najbardziej godna polecenia, tym bardziej, że cena to jedyne 5€, czyli klimatycznie, czysto i tanio.

W związku z tym, że mamy dwóch głodomorów poszliśmy do centrum miejscowości na menu peregrino. Trzy porcje ledwie wsunęliśmy w czwórkę. Było pyszne, obfite, a do tego chłopcy nie piją napojów alkoholowych ... Jakoś daliśmy radę wrócić do albergi ;-) Teraz odpoczywamy i nabieramy sił na jutro.

Uzupełnienie po Camino:
Alberga w dawnym klasztorze benedyktyńskim w Cornellanie okazała się jedną z najlepszych alberg na naszym Camino. Tam mógłbym wrócić w ciemno. Menu peregrino w Messon-Parilla Dany też godne polecenia.
W Cornellanie spotkaliśmy też troje Amerykanów, których spotykaliśmy potem przez całe nasze Camino.



W_Asturii są o wiele większe spichlerze, niż te, które spotykaliśmy na Camino Frances.



 Krajobraz górski okolic Grado


Jedno z przejść pod autostradą


 Zmęczeni pielgrzymi w alberdze w Cornellanie




środa, 17 lipca 2019

Oviedo - Escamplero

Zaś idymy!

Tym razem zaczynamy od Mszy (w katedrze El Salvador w Oviedo) i na trasę wyruszamy dopiero po 10:00. Dzień mżysty więc założyliśmy pokrowce na plecaki, a poza tym niby mokniemy. Fajny dzień, niedługa trasa (ok. 11 km) bo ruszyliśmy dość późno, a do tego dzień potraktowaliśmy jako rozruchowy. Niezbyt ciepło, ale parno i wilgotno. Po drodze jeden kościół zamknięty bo bez dachu :-( Spokojnie dotarliśmy do Escamplero, zrobiliśmy w sklepie zakupy, tam też zarejestrowaliśmy się do albergi, a 200 m dalej w alberdze zakończyliśmy dzień pielgrzymowania. Kąpiel, pranie, jedzonko - normalny dzień pielgrzyma. Wprawdzie mieliśmy do dyspozycji jeden gar bez pokrywki i patelnię, ale udało się obiad ugotować. Oczywiście jeszcze winko szczepu Tempanillo i pisanie pamiętników ... Jest spokojnie i cudnie, tylko synki tęsknią za mięchem, bo na obiad był tylko nasz nieśmiertelny, by się wydawało, makaron z sosem pomidorowym.

Wczoraj przed albergą spotkaliśmy Polaka - Patryka, dziś też go spotkaliśmy, nawet na chwilę w alberdze, ale jednak poszedł dalej. Ciekawe czy się jeszcze spotkamy.

Kilka dni przed wyjazdem Ania przyniosła mi z kościoła sigla: "Wszystko o co w modlitwie prosicie stanie się wam, tylko wierzcie, że otrzymacie." [Mk 11,24] Kochani, którzy to czytacie - jeśli potrzebujecie żebyśmy coś zanieśli św. Tiago (Jakubowi) to proszę o informację (najlepiej prywatnie mailem, sms-em, czy przez WhatsAppa). Szczepan ma już długą listę intencji, my mamy jeszcze miejsce :-)

Oczywiście też prosimy o modlitwę za pielgrzymów, bo ponoć idziemy jednym z najtrudniejszych szlaków do Santiago, którym pierwotnie szedł król Alfons II chyba w VIII czy IX w., i też potrzebujemy wsparcia.

Uzupełnienie po Camino:
W kilku albergach mieliśmy komfort mieszkania tylko naszą całą roziną w jednym pokoju, tak też mieliśmy czwórkę w tej pierwszej w Escamplero. Rejestracja na nocleg odbywa się w barze jakieś 200 m przed albergą, albo w środy w sklepie tuż za tym barem, przy czym sklep jest czynny do 14:00, a od 14:00 do 17:00 jest zamknięty - sjesta. Myśmy trafili na środę, ale byliśmy przed 14:00 :-)
 

 Pielgrzymi przed katedrą w Oviedo


 Rzeźba El Salvador w katedrze w Oviedo.


Pomnik Alfonsa II Wstydliwego, który pierwszy poszedł do Santiago de Compostela z Oviedo otwierając dla pielgrzymów Drogę Pierwotną czyli Camino Primitivo.





Gdzieś na Drodze w Asturii


wtorek, 16 lipca 2019

Caminoza?

A mówili mądrzy ludzie, że Camino ciągnie - nie wierzyłem. A tu dwa lata ledwie minęły, a my znów do Hiszpanii na Drogę do Santiago. Za to tym razem nieco większym teamem bo ze Szczepanem i Julianem.

Trochę się obawiałem o lot Wizzairem, bo nasze plecaki są nieco wyższe od przepisanych 55 cm (o jakieś 2-3 cm) ale nie było problemu. Trochę trzeba było się też przed wylotem potrudzić nad uzupełnieniem sprzętu, szczególnie dla chłopców, ale chyba mamy wszystko co potrzeba. Sam miałem też problem który aparat lub też które aparaty ze sobą zabrać, w końcu się zdecydowałem na ten sam sprzęt co poprzednio z żalem jednak pozostawiając w domu analogowego MX-a.

W czasie lotu ciekawie było zobaczyć Matterhorn, Klein Matterhorn i Breithorn, który to jest ciągle najwyższym zdobytym przez nas szczytem i jedynym czterotysięcznikiem, i to już od 26. lat.

W Santander szybko udało nam się dostać z lotniska na dworzec autobusowy w centrum bezpośrednim autobusem. Tam kawa, a chłopcy małe papu, i dalej w drogę autobusem ALSA do Oviedo. Udało nam się zanocować w alberdze El Salvador, oraz tamże dostać też credenciale i muszle. Jutro ruszamy na pielgrzymi szlak. Alberga (6€) taka sobie choć raczej czysta, niestety nie ma kuchni gdzie można by zagotować wodę, były za to automaty do zakupu kawy i mikrofalówka.

wtorek, 23 kwietnia 2019

Dwa lata ...

To już dwa lata mijają od czasu gdy wyruszyliśmy na nasze Camino. Równo dwa lata temu przeszliśmy Pireneje. Równo dwa lata temu rozpoczęliśmy naszą przygodę życia, drogę podczas której mogliśmy się wyciszyć, poznać wielu wspaniałych ludzi, doznać dobroci ze strony nieznanych nam wcześniej ludzi różnych ras i narodowości, przekonać się, że można sobie pomagać, można ze sobą współpracować, można się lubić bez względu na to z jakiego zakątka świata się pochodzi. Równo dwa lata temu rozpoczęliśmy naszą miesięczną wędrówkę z której wspomnienia ciągle żyją, ciągle widzimy pod powiekami te krajobrazy i przyjaciół z Drogi, ciągle czujemy na policzkach powiew wiatru, ciągle wyczuwamy zapachy pól, łąk, mesety, Galicji, ciągle słyszymy śpiew ptaków, szum liści, ciszę przestrzeni... To niesamowite, jak tamten miesiąc się w nas wrył, jak ciągle w nas jest, jak żyje w nas swoim własnym życiem, a my żyjemy nim. Dziękujemy ciągle Bogu za tamten wspaniały czas i za tą szczególną chorobę, na którą chyba zapadliśmy - za caminozę, bo też już szykujemy się do kolejnego naszego Camino! :-) Bilety w każdym razie do Hiszpanii kupione - w planach Camino Primitivo w lipcu. Sprzęt już jest kompletowany, przygotowania psychiczne i fizyczne w toku. I nie pójdziemy tylko we dwoje, tylko dodatkowo jeszcze z naszymi dwoma synami. Trochę większa grupka, inna droga, inna pora roku - będzie inaczej, ale już się cieszymy. I od 16-tego lipca blog odżyje, mam nadzieję :-)