piątek, 26 lipca 2019

O Cadavo - Lugo

Trudny dzień dziś. Pierwsza trudność była przewidziana, czyli etap niemal 30-kilometrowy. Druga trudność była nieprzewidziana i pojawiła się po pierwszych 8 km przy cudnym kościele Santa Maria w Vilabade - tam chcąc otrzymać pieczątkę do credenciala zorientowałem się, że nie mam dokumentów i kasy. Po kilku telefonach, uprzejmości właścicielki albergi, która przyjechała po nas z O Cadavo (okazało się, że to ta sama Pani, która krzywo na nas patrzyła w cafe barze Eligio) dokumenty znalazły się. Jej mąż zawiózł nas z powrotem do Vilabade i jeszcze nie chciał za te jazdy tam i z powrotem żadnej kasy (oczywiście i tak mu w aucie zostawiłem). Wcześniej się mocno wyściskaliśmy na pożegnanie z właścicielką albergi San Mateo.

Potem już szczęśliwie dotarliśmy do Leon, gdzie mieszkamy w ciekawej alberdze/hostelu Cross, jedną ulicę od katedry, w której byliśmy na mszy o 20:00. Wcześniej zrobiliśmy zakupy, Ania z chłopcami zrobiła obiado- kolację obfitą, do której we dwójkę wypiliśmy butelkę wina. A potem poszliśmy z Anią na kawę do cafe-baru poniżej i ... tam nam powiedzieli znajomi Amerykanie, że dają mieszkańcom albergi drinka gratis - woda lub piwo. Mam nadzieję, że Bóg mi wybaczy, że poszedłem na mszę nieco wstawiony :-) (pierwszy raz w życiu!). Przy okazji na mszy spotkaliśmy Patryka i jednego Hiszpana, którego widujemy na wszystkich mszach od Grandas de Salime. I oczywiście na koniec było specjalne błogosławieństwo dla pielgrzymów. A katedra piękna.

Po mszy poszliśmy jeszcze na spacer po Lugo, szczególnie obejrzeć mury obronne postawione przez Rzymian pod koniec III w., a wpisane aktualnie na listę dziedzictwa UNESCO.

Po drodze spotykamy różnych pielgrzymów, dzisiaj co chwilę znanego nam od Pola de Allande Rosjanina, radiologa Pedra z Brazylii (który studiował w Koszycach i był już też w Polsce) z jego 16-letnim synem Augustem, Niemca, który właśnie skończył studia i idzie ze Sztutgartu, teraz w towarzystwie Hiszpanki, emerytkę Francuzkę, która nam pomogła w kontakcie z właścicielami albergi San Mateo, a która idzie z Paryża. I jeszcze trochę znajomych twarzy wieczorem na uliczkach Leon.

Teraz trzeba tylko trochę w nocy podkurować nogi, bo dzisiaj wszystkim nam Droga dała się we znaki :-) Ale do Santiago już niecałe 100 km.

Czasami zdarzają się takie niespodzianki na trasie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz