niedziela, 30 kwietnia 2017

Najera - Grañon

Mimo 90 osób na sali nawet dało się wyspać bo hospitalerzy śpią tuż obok, więc wszyscy byli spokojni, a sala była wietrzona.
Ruszyliśmy punkt 7:00:00 :-)
Tuż za Najerą są piękne wzgórza na które trzeba się trochę wspiąć. Potem były cudne chmurne i pofalowane widoki, jak z fotografii starej kieleckiej szkoły krajobrazu.
W Cirueni przy klubie golfowym zrobiliśmy sobie pierwszą przerwę kawową gawędząc nieco z młodym Szwedem. Druga przerwa w Santo Domingo de la Calzada. Najpierw wcisnęliśmy się na chwilę do kościoła przy klasztorze cystersów, potem okazało się, że katedra od 12:00 do 14:00 jest zamknięta, ale o 13:00 jest Msza. Więc druga przerwa kawowa i o 12:45 wchodzimy do ... chyba katedry, ale czuliśmy się jak na targu - ludzie głośno ze sobą rozmawiali, witali się, szukaliśmy tabernakulum, ale nam się nie udało, ludzie interesowali się sobą, pielgrzymi kurami, stary ołtarz główny został przeniesiony z prezbiterium na bok, w centrum umieszczono miejsce dla celebransa - tu w Hiszpanii już nas to nie dziwi. Jacek nam później powiedział, że brak Jezusa w katedrze może być spowodowany tym, że ta obecnie bardziej pełni rolę muzeum. Może. Uciekliśmy stamtąd.
Przed katedrą niespodzianka czyli spotkanie z Mariną, która ze względu na kontuzję kolana postanowiła kontynuować Camino na rowerze.
Do Grañon walczyliśmy z silnym wiatrem w twarz, zacinającym deszczem, momentami drobnym gradem. Za to alberga parafialna tutaj jest cudowna. Rzeczy nasze się suszą, jest tu ciepło, hospitaleros b. mili. Szkoda tylko, że nie ma tutaj wieczorem Mszy św. na co liczyliśmy. Szczęśliwie wczorajsza była niedzielna.

Uzupełnienie po Camino:
Podobają nam się albergi parafialne ze względu na podejście do pielgrzyma, opiekę nad nim, cenę (donativo), zaproszenie do wspólnej wieczornej modlitwy, i w ogóle za całą atmosferę. W tej w Grañon ogólnie czysto, nocleg na materacach, ale za to klimatycznie.
Tego dnia przeszliśmy 28,0 km (P)/ 27,9 (Ap)/ 28,3 (RSJ).

 Krajobraz okolic Cirueni - jeszcze nie pada
 
 Pola koło Grañon krótko po burzy i ta czystość powietrza ...
 
 Wnętrze kościoła w Grañon - częściowo na jego poddaszu znajduje się alberga parafialna
 

sobota, 29 kwietnia 2017

Logroño - Najera

Trudna noc za nami - przez kilkoro imprezantów, którzy się rozpijali i rozbijali po nocy :-(
Po pięknym a zimnym poranku z cudnymi widokami jakoś ciężko mi się szło, nie mogłem się zagrzać mimo ciepłej kurtki, potem dalej też nieciekawie. Trochę doskwiera mi lewa noga, ale jakoś doszliśmy do Najery i kolejne 29 km dziś padło. Jeszcze 8 i przekroczymy 200! Oczywiście Ania idzie jak mały motorek.
W Navarette weszliśmy do kościoła w którym jest ponoć najpiękniejsze, albo jedno z, retabulum w Hiszpanii. Tam też krótka przerwa kawowa.
Montes de Oca widać coraz bliżej. Nocujemy znowu w alberdze municypalnej - 90 osób na sali. Ale widać jak międzynarodowa młodzież się integruje - Mona i Rodi, Szwed, chyba Niemiec, Koreańczycy. Wszyscy kosztują różnych potraw.
A my już po obiedzie i po Mszy, ale księża tutaj nie dość że Mszy nie celebrują, to nawet nie odprawiają, bo odwalają. Dziś ksiądz wręcz rzucił Ciałem Jezusa po przeistoczeniu! Młodzieży poniżej 40-tki w kościołach wcale nie widać, o ministrantach nie mówiąc. Może dlatego, że uczestniczymy tutaj głównie w Mszach w tygodniu?

Uzupełnienie po Camino:
Alberga municypalna, sporo osób, ale jakoś nie czuje się tłumu. Ludzie się integrują, rozmawiają ze sobą. Spotkaliśmy też pewnego Brazylijczyka, który prosił nas by mu powiedzieć do kamery buen camino ale po polsku. Tutaj była też wyposażona kuchnia, w której sami ugotowaliśmy sobie obiad. Tylko łazienki trochę pozostawiały do życzenia - dużo użytkowników było.
Tego dnia przeszliśmy 28,9 km (P)/ 29,6 (Ap)/ 28,4 (RSJ).

 Poranny krajobraz okolic Logroño
 

piątek, 28 kwietnia 2017

Los Arcos - Logroño

Dziś przeszliśmy tylko 27 km :-)
Nocujemy w alberdze parafialnej, poprzednia była municypalna z dormitorium na chyba ponad 50 miejsc. Nie dość że było dość duszno, to o 4:00 zaczęła się zbierać do wyjścia jedna rodzina i robili hałas do 5:00. W nocy był przymrozek, z rana przy szlaku widać było szron. Jeszcze przed Vianą na horyzoncie pokazują się ośnieżone góry - to chyba Montes de Oca.
Na pierwszej przerwie kawowej w Torres del Rio rozmawialiśmy z parą Australijczyków, których już widzieliśmy w alberdze. Potem cały dzień się na nich natykamy. We Vianie spotkaliśmy niespodziewanie Martinę, która podjechała tutaj autobusem bo ma kontuzję nogi, a została wcześniej gdzieś za nami. Tutaj był też otwarty kościół, i zrobiliśmy sobie kolejny popas.
Za Vianą kolejne spotkanie - z dziewczyną z bagietką, która kilka dni temu trochę nas wyprzedziła.
Do Logroño dotarliśmy po 7 godz. wędrówki. Nocujemy w alberdze parafialnej. Nocleg, obiad i śniadanie za donativo. No i będzie tutaj też Msza :-)

Uzupełnienie po Camino:
W alberdze czysto, ludzie, którzy nas przyjęli bardzo mili. Nocleg i obiadokolacja za donativo, a najedliśmy się do syta, a nawet trochę jeszcze zostało. Łazienki czyściutkie, jedynie w umywalkach tylko zimna woda. Po kolacji zabrano nas jeszcze do kościoła na wieczorną modlitwę. 
Tutaj po raz pierwszy spotkaliśmy Monę i Jacka, z którymi widywaliśmy się jeszcze jakiś czas, a na koniec jeszcze spotkaliśmy ich w Santiago. Jacek to stary bywalec Camino, pokazał nam, że szczególnie w miastach na Camino trzeba zwracać uwagę czy w barach/ restauracjach są wywieszone cenniki, a jak nie ma to od razu na wejściu pytać o ceny np. kawy. Tutaj okazało się, że w jednej restauracji kawa była po 4 euro, a kilka kroków dalej już po 1,50.
Tego dnia przeszliśmy 27,8 km (R, Ap)/ 29,6 (RSJ).

 Czystek

 Św. Jakub w kościele p.w. św. Jakuba w Logroño - w alberdze przy tym kościele nocowaliśmy

czwartek, 27 kwietnia 2017

Cirauqui - Los Arcos

Wesoły nam dzień dziś nastał.
Wyszliśmy o 7:00 czyli jeszcze przed słońcem, razem z młodą Włoszką (Mariną), z którą wczoraj siedzieliśmy przy stole podczas obiadu/kolacji, oraz z Niemką, która akurat też ruszała na trasę. Dziewczyny dość szybko zostały trochę za nami, a gdy zatrzymaliśmy się po drodze na kawę to nas znowu wyprzedziły. Potem Włoszkę widzieliśmy ostatni raz w Estelli, a Niemkę przed Villamayor.Takie to są znajomości na Camino - każdy idzie swoim tempem i jak mu siły pozwalają. My jeszcze próbujemy wejść do każdego kościoła po drodze - dziś były otwarte chyba 4.
Camino może być problemem dla osób unikajacych alkoholu - do menu del pelegrino wina można z reguły wypić ile się da, a dodatkowo po drodze jest Bodegas del Irache (na naszym dzisiejszym etapie) z Fuente de vino gdzie można sobie nalać do kubka wina prosto z kranu, i dziennie jest tak podawane 100 l wina od 8:00 do 20:00. Tutaj o 12:00 jeszcze było :-)
Kubek wina dla zmęczonego pielgrzyma może wykorzystać żona i zamiast zostać w Villamayor można dać się nakłonić na przejście do następnej miejscowości oddalonej o jedyne12 km. W ten sposób machnęliśmy dziś 36 km w niecałe 10 godzin. W ten też sposób wszystkich dotychczasowych znajomych zostawiliśmy z tyłu. Ale pogoda sprzyjała dalekiej wędrówce - słońce, błękit nieba, zimno (niecałe 10 st.), wiatr, i nogi też dawały radę. Super. I cudowne widoki po drodze. No i o 20:00 ma tu być Msza - rzadkość na Camino.

Uzupełnienie po Camino:
W Los Arcos zanocowaliśmy w alberdze municypalnej - jedna duża sala dla wszystkich pielgrzymów, więc w nocy było nieco duszno. Łazienki koedukacyjne. Kuchnia do dyspozycji (z wyposażeniem), więc można sobie ugotować coś samemu. No i nocleg tylko 6 euro za łebka.
Tego dnia przeszliśmy 35,6 km (P)/ 35,3 (Ap)/ 36,7 (RSJ).

 Początek maja, a w okolicach Villatuerty zboże już w kłosach
 
 Piękne krajobrazy Hiszpanii gdzieś pomiędzy Villamayor a Los Arcos
 
 Retabulum w kościele Santa Maria de la Asuncion w Los Arcos
 

środa, 26 kwietnia 2017

Cizur Menor - Cirauqui

Piękny dzień. 27 km padło i wychodzi mi, że 100 już za nami :-) Zimno, wietrznie, do południa pochmurno i trochę w okolicach Alto de Perdon nawet pokropiło, ale ok. południa wyszło spomiędzy obłoków słoneczko. Szło się świetnie. Udało nam się dziś wejść po drodze do czterech kościołów - rewelacja. I piękne były wsie i miasteczka mijane po drodze, i przyroda, i bujnie porośnięte pola, i ptaki świergolące z metra wprost do ucha, i zapachy - a kwitnie tu tego całe multum. Jak tu w takich warunkach nie wielbić Stworzyciela?
A do tego Ania zanuciła i się na cały dzień przykleiła piosenka Mietka Szcześniaka do wiersza ks. Twardowskiego "Za wszystko dziękuję, za spokój i trwogę, za to, że nie rozumiem i odejść nie mogę".
W drodze mamy sporo czasu na modlitwę i wielbienie Boga.
A teraz wykąpani i odświeżeni czekamy na "menu del peregrino".

Uzupełnienie po Camino:

Jedyna alberga w Cirauqui (bądź też Ziraki) bardzo fajna i czyściutka. Niestety bez kuchni do własnego przygotowania posiłków, za to z dobrym kucharzem-właścicielem prowadzącym bar pod albergą. Mało też gniazdek do ładowania telefonów.
Za to obiadokolacja (menu del peregrino) obfita w bardzo wesołym towarzystwie, szczególnie szalona była Christina z Kaliforni :-)
Tego dnia przeszliśmy 26,6 km (P)/ 26,8 (Ap)/  27,3 km (RSJ).

 Widok z Alto de Predon w kierunku Pampeluny
 
 Tam gdzieś wiedzie nasza Droga - widok z Alto de Perdon
 
 Cel dzisiejszego dnia - widać już Cirauqui/Zirauki
 
 Wieczorny spacer i spojrzenie w stronę, w którą pójdziemy jutro
 

wtorek, 25 kwietnia 2017

Larrasoaña - Cizur Menor

Pada deszcz, a my wykąpani, po pysznym i obfitym obiadku popijamy Campo Nuevo Temporanillo 2015 :-)
Wyspaliśmy się doskonale. Albergę Sant Nicolas w Larasoani możemy polecić z czystym sercem - czysta, prawie nowa, miła obsługa, pokoje 6-osobowe. Wyszliśmy przed 8:00, może 7:45, na miejsce do Cizur Menor dotarliśmy ok. 14:00. Wg. prognoz miał dziś cały dzień padać deszcz, ledwie trochę pokropiło. Trochę przedłużyliśmy trasę podchodząc do kościoła p.w. św. Szczepana - był otwarty, a w nim w gł. ołtarzu św. Stanisław biskup - taka polonica.
Jedyny dłuższy postój mieliśmy w Pampelunie, na kawę i chwilę zwiedzania, ale do katedry nie weszliśmy - bez przesady, żeby płacić gdy człowiek chce się pomodlić? Choć pielgrzymi mają zniżkę. Ale w Burgos się już pewnie złamiemy jak dotrzemy :-)
Już mamy stałych znajomych - w pokoju z nami śpią Richard z Australii, którego spotykamy od Roncesvalles, dziewczyna z bagietką, młodzieniec, którego spotkaliśmy już na Gare Montparnasse w Paryżu, chyba Anglik Nowozelandczyk, ale jeszcze nie mieliśmy okazji porozmawiać.
O 19:30 ma tu być Msza św. więc czekamy. No i może teraz padać choćby całą noc :-)
Codziennie nasz pielgrzymi trud poświęcamy w jakieś konkretnej intencji - chyba nawet lepiej się tak idzie.

Uzupełnienie po Camino:
Na rynku w Pampelunie wypiliśmy kawkę w towarzystwie Rodi i Richarda, którego spotkaliśmy już na naszym pierwszym etapie. Potem jak większość naszych caminowych znajomych, zgubił się po drodze, by była tym większa radość ze spotkania po niemal czterech tygodniach w katedrze w Santiago. Młodzieniec z Gare Montparnas okazał się być Nowozelandczykiem.
Msza, pierwsza po Roncesvalles, była jakaś dziwna. Przede wszystkim zachowanie wiernych uczestniczących we Mszy jakoś nas zdziwiło, ale też sposób sprawowania Eucharystii przez księdza. Późniejsze Msze na Camino jeszcze bardziej nas zaskakiwały - niestety.
Alberga prywatna Familii Roncal całkiem niezła, w każdym razie było co potrzeba i w miarę czysto, może do pryszniców można by się przyczepić. Cena 10 euro na tym fragmencie Camino raczej standardowa. Pokoje jedenastoosobowe czyściutkie, w każdym szafka z gniazdkami do ładowania telefonów.
Tego dnia przeszliśmy 20,6 km (P)/ 19,7 (Ap)/ 19,0 (RSJ).

 Jeden z mostów w Pampelunie - Puente de Magdalena

 W kościele św. Saturnina w Pampelunie

poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Roncesvalles - Larrasoaña

Ciężka noc za nami. W łazienkach woda w spłuczkach działa z siłą wodospadu i hukiem Niagary conajmniej. A że ludzie w nocy łażą do ubikacji ... Punkt 6:00 obudziła nas gra i śpiew jednego hospitalero. Przed 7:00 więc już gotowi do drogi czekaliśmy na śniadanie. A na śniadaniu znowu międzynarodowo - Niemiec, Anglik, Hiszpan i Urugwajczyk, i my. 7 godzin później kończyliśmy dzisiejszy 27 km etap. Znowu słońce, błękit nieba i ponad 20 st. upał. Ale trochę mniej pod górkę niż wczoraj.
W alberdze podczas odpoczynku dosiadła do nas dziewczyna z Holandii, którą spotkaliśmy już w Bayonne, a potem co chwila na trasie. Ochrzciliśmy już ją wtedy mianem dziewczyna z bagietką, bo ją miała przypiętą do plecaka. Pogadały sobie z Anią o życiu, a zadała pytanie jaka jest tajemnica tego, że jesteśmy razem tacy szczęśliwi. Czyżby to było jakoś widać?
Po sąsiedzku jest rewelacyjny sklepikarz (Bask) - w sklepie ma puszczoną głośno muzykę, częstuje pielgrzymów winem i próbował przypomnieć sobie jak jest po polsku "dziękuję" bo słyszał kiedyś na koncercie Nory Jones gdy była w Polsce. Musieliśmy mu przypomnieć, za to wiemy że po baskijsku to jest "escaricasco".
Niestety kościół tutaj jest zamknięty na cztery spusty, jak wszystkie dzisiaj po drodze.

Uzupełnienie po Camino:
Dziewczyna z bagietką to była Rodi. Przez tydzień jeszcze ją spotykaliśmy po drodze. Mamy wspólne zdjęcie w Najerze, ale potem gdzieś się nam zgubiła i już jej nigdy nie spotkaliśmy. Kolejna osoba, do której nie wzięliśmy sobie kontaktu. 
Alberga San Nicolas w miejscowości Larrasoaña to chyba jedna z najładniejszych, najlepszych alberg na całym naszym Camino. Super czysto, jedno gniazdko na dwa łóżka, brak tylko kuchni do samodzielnego przygotowania posiłku. Ale skorzystaliśmu chętnie z menu del peregrino.
Tego dnia przeszliśmy 27,2 km (P)/ 27,1 (Ap)/ 27,0 km (RSJ).


 Szron i mgiełki o poranku w pobliżu Auritz
 

niedziela, 23 kwietnia 2017

SJPdP - Roncesvalles

Nie wiem czym sobie zasłużyliśmy, że ten pierwszy dzień pielgrzymowania był taki piękny. Pogoda górska idealna - słońce, błękit nieba, temp. trochę poniżej 20 st., lekki zefirek. Może Bóg dał nam taką pogodę na zachętę? Zastanawiam się dlaczego nas powołał na to Camino. Bo mam przeświadczenie, że oprócz własnych intencji idziemy jeszcze po coś.
W dolinach tutaj pełnia wiosny, takiej naszej majowej - łąki już w większości po pierwszym pokosie, a na tych nieskoszonych pełno dmuchawców. I kwiatów wiosennych pełno.
Po drodze spotykamy już znajome twarze - z autobusu, z albergi, kilka razy mijanych po drodze.
Kolegiata w Roncesvalles cudna, a Msza w gronie międzynarodowych pielgrzymów i końcowe błogosławieństwo dla nich niezapomniane. Z tego co zapamiętałem to są tu pielgrzymi z Korei, Chin, Filipin, Nowej Zelandii, Australii, RPA, Argentyny, Brazylii, Litwy, Polski :-) i innych krajów wiele ksiądz wymienił.

Uzupełnienie po Camino:
Spotkaliśmy też jedną Polkę oprócz nas - z Warszawy. Mamy z nią zdjęcie, z nią i z jednym z hospitaleros. Niestety nie wzięliśmy od niej kontaktu, a później już jej na naszym Camino nie spotkaliśmy. To był zresztą nasz podstawowy błąd - czekanie z wymianą kontaktów na później, którego niejednokrotnie już nie było.
I jeszcze jedno - kombinowaliśmy z menu peregrino, tzn. słyszeliśmy, że porcje są duże, więc Ania całej nie zje, a mi też pół by wystarczyło, ale tutaj, w Roncesvalles, nie uznają połówek lub jednej porcji na dwie osoby. Później kilka razy nam się taka sztuczka udała. Trzeba pytać czy się da :-)
Na naszym Camino używaliśmy przewodnika Szymona Pilarza "Camino de Santiago. Przewodnik dla pielgrzymów. Camino Frances, Camino Fisterra". Do tego przy rejestracji w SJPdP otrzymaliśmy podział etapowy trasy z profilem wysokościowym oraz rozpiskę alberg aż do Fisterry z odległościami pomiędzy kolejnymi miejscowościami.
Wg przewodnika (dalej P) przeszliśmy 25,1 km, wg. aplikacji z telefonu (Ap) 25,6 km, a wg rozpiski z biura pielgrzyma z SJPdP (RSJ) 26,5 km, przy sumie podejść ok. 1400 m.
Alberga w starym klasztorze w Roncesvalles - ogromna i b. czysta. Noclegi na piętrowych łóżkach w czteroosobowych boksach, na każde piętrowe łóżko szafa i jedno gniazdko. Łazienki i ubikacje czyściutkie, kuchnia do dyspozycji też bardzo fajna.

Pod górę, pod górę, pod górę ...

 Pireneje - piękne góry :-)
 
Widać już Roncesvalles, ale w tym miejscu nogi jeszcze nie wiedziały, że dopiero się zmęczą

 Przygotowanie do Mszy św. w kościele w Roncesvalles
 

sobota, 22 kwietnia 2017

Podróż

Podróż udała się doskonale. Wszędzie zdążyliśmy, na każde połączenie i po 13 godz. podróży dotarliśmy na miejsce. Mamy już też paszporty pielgrzyma więc jesteśmy oficjalnie pielgrzymami. We Francji nie dość że nie ma już śniegu, to na polach kwitnie rzepak, w parkach kasztany, a na miejscu w SJPdP było dobre 20 st z plusem. Po naszej śnieżnej wiośnie - hyc.
A w TGV spotkaliśmy panie których rodzice wyemigrowali z Wielkopolski do Francji i starsza umiała nieźle po polsku, ale już jej siostra nie.
W autobusie z Bayonne do SJPdP sami pielgrzymi, kompletnie międzynarodowe towarzystwo, a do tego dokładnie tylu ile miejsc w autobusie. Co do jednego. I nikt nie został przed stacją kolejową.

Uzupełnienie po Camino:
Zawaliliśmy temat, bo nie zrobiliśmy rezerwacji noclegu w SJPdP, więc po rejestracji w biurze pielgrzyma musieliśmy łazić i szukać albergi gdzie są jeszcze miejsca. Znaleźliśmy, ale się nałaziliśmy z tymi plecakami. Do tego wyszło w końcu, że to był nasz najdroższy nocleg na Camino. A alberga się zwała Le Chemin vers l'Etoile. Za to potem poszliśmy jeszcze sobie na wieczorny spacer po SJPdP, tak dla rozruszania nóg przed ... jeszcze nie wiedzieliśmy jak daleko zajdziemy.

 SJPdP i otaczające góry widziane z murów twierdzy.

piątek, 21 kwietnia 2017

Pakowanie

Na zdjęciu poniżej sprzęt, który zabieram ze sobą, choć bez sierściucha. Kot symbolizuje to czego jeszcze nie spakowałem jak np. kubek, nóż i to co jeszcze jest na liście. Mamy "rajzyfiber". Trochę się martwię jak sobie tutaj (w domu) bez nas dadzą rady, ale chyba przez miesiąc wytrzymają. Pewną niewiadomą są przesiadki po drodze (szczególnie ta w Paryżu), ale i wiele innych niewiadomych przed nami. Trzeba ufać. Tych, którzy tutaj zajrzą w ciągu najbliższego miesiąca prosimy o modlitwę za nas i za tych, których na ten czas pielgrzymowania pozostawiamy w domu.P.S. Po spakowaniu mój plecak waży 10,5 kg, a Ani 7,5 kg, czyli każdy, wg różnych mądrych książek, o ok. 2 kg za dużo :-)

wtorek, 11 kwietnia 2017

Podgląd na trasę

Przygotowując się do Camino powyszukiwałem kamery internetowe, które pokazują miejsca na trasie Camino Frances. Od początku w SJPdP znalazłem następujące:

sobota, 8 kwietnia 2017

Preludium

Nie planowaliśmy wcześniej tego. Jakoś samo przyszło, w jakiejś drobnej, niezobowiązującej małżeńskiej rozmowie, każdy by chciał, ale tak nieśmiało - więc zdecydowaliśmy nagle i poszliśmy - na EDK na trasie Rudy - Rybnik - Rudy. Droga krzyżowa, 40 km, razem, ale każdy walczył sam ze sobą, ze swoją słabością, ale też jedno obok drugiego, ramię w ramię. Gdyby nie świadomość, że Jezus o wiele bardziej cierpiał na krzyżu to ja bym chyba spasował i zadzwonił po podwózkę. Ale daliśmy radę. 40 km, w siąpiącej mżawce, nocą, w zasadzie bez odpoczynku przez 8,5 godz.
Trochę pewniej się teraz czujemy przed camino. Wiemy, że nasze nogi są w stanie nas ponieść daleko, nasze mózgi też mają szansę. Bo zdajemy sobie sprawę, że najtrudniejsze będzie najprawdopodobniej zmęczenie psychiczne długą drogą i długą rozłąką z rodziną.
Buty też przetestowane przy okazji i nie wiem, czy sobie nie wybrałem na camino trochę zbyt lekkich. Zobaczymy jednak na trasie, bo inaczej się w końcu chodzi w dzień, a inaczej nocą :-)