Jak przez całą Mesetę mieliśmy wymarzoną pogodę, to jak się skończyła Meseta tak i piękna pogoda. Czyli deszczowo dzisiaj, a góry w chmurach się schowały.
Typowy dzień pielgrzyma wygląda tak: pobudka ok. 6:00 (bo do tej godziny jest cisza nocna, choć niektórzy już się grzebią i pakują o 5:00), śniadanie, pakowanie i przed 8:00 trzeba opuścić albergę (my z reguły wychodzimy ok. 7:00), a potem 25-30 km marszu w czasie którego Ania śpiewa rano godzinki, w południe śpiewamy "Raduj się Nieba Królowo", w międzyczasie odmawiamy każdy indywidualnie kilka różańców w różnych intencjach, bo czasu na to mamy dużo; po dotarciu do następnego miejsca noclegu po zameldowaniu się najpierw kąpiel, potem od razu pranie, potem ew. jedzenie, odpoczynek, ciekawe rozmowy, zwiedzanie miejscowości, zakupy (po sjeście, bo sklepy są pozamykane), pisanie bloga, jedzenie ..., od 22:00 jest cisza nocna, często o tej godzinie jest wyłączane światło przez hospitalero. I tak dzień za dniem.
Teraz odpoczywamy, a na zewnątrz na zmianę to pada deszcz, to leje deszcz. A El Acebo jest bardzo uroczą miejscowością położoną w pięknych górach, które w krótkich przerwach deszczu pokazują się pomiędzy chmurami.
Uzupełnienie po Camino:
Alberga parafialna w El Acebo godna polecenia. Wspólna kolacja bardzo miła, sanitariaty też ok. Dormitorium nie pozostawia nic do życzenia. Cena - oczywiście donativo. Tylko Mszy tutaj brakowało i wspólnej modlitwy wieczornej. A jak ktoś chciał, to można sobie było w kuchni wodę zagotować na herbatkę czy kawę.
No i pokonaliśmy kolejne 23,4 km (P)/ 24,0 km (Ap)/ 24,4 km (RSJ).
Góry w okolicach Manjarin
Powoli schodzimy do El Acebo
Uliczka w El Acebo
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz