Jest tu w Hiszpanii masa bocianów, i co ciekawe - przystosowały się chyba lepiej niż nasze, bo mają gniazda nawet niemal w środku takich miast jak Leon. A jedno było w połowie kratownicowego słupa wysokiego napięcia.
Katedra w Leon nie umywa się do tej w Burgos, a życzą sobie 6€ bez zniżki dla pielgrzymów :-(
Byliśmy za to na pięknej Mszy u benedyktynek, której chyba pierwszy raz tutaj ksiądz w żadnym fragmencie nie skrócił, zakończonej indywidualnym błogosławieństwem każdego pielgrzyma. A o 21:00 siostrzyczki zaprosiły jeszcze wszystkich pielgrzymów na wieczorną modlitwę. Oczywiście nie wszyscy poszli, ale może coś chociaż ci przemyślą, może jakoś Duch św. na nich podziała.
Co chwila odzywa się gdzieś jakiś fragment nóg, a to jakiś mięsień, a to kolano, a to pod kolanem, a to achilles, a to jakieś kosteczki w stopie, a jak nie w lewej to w prawej nodze, albo na odwrót. Zmęczenie materiału starego faceta daje znać o sobie ;-)
Uzupełnienie po Camino:
Rozmawialiśmy na chwilę tego dnia z Francuzem Pawłem ("Pedro, nie Pier, Pierrot, tylko Pedro"), którego od czasu do czasu spotykaliśmy w Drodze. Wspominał Koreańczyka, który przygotowywał sobie dziwne sandwiche. Od razu się zorientowaliśmy, że to te z bananem i rybkami z puszki. Pedro się zdziwił i zapytał nas czy je kosztowaliśmy, bo on dostał do skosztowania. Było to jego wielkie przeżycie kulinarne - i nigdy więcej takiego nie chce :-) Ale stopy Pedro miał pokiereszowane ...
Sama Alberga u Benedyktynek b. duża, więc jest stosunkowo tłoczno i gwarnie. Przy tej ilości ludzi trochę mała kuchnia. Sanitariaty ok.
No i w nogach kolejne 24,3 km (P, Ap)/ 24,9 km (RSJ).
Poranne niebo nad Reliegos
Camino na przedmieściach Leon
Witraże w katedrze w Leon
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz