Liczyliśmy, że jak dotrzemy do wody to będzie chłodniej, ale w Cee tak nie było, dopiero za następnym grzbietem w okolicach Fisterry poczuliśmy chłodną bryzę.
Ale jesteśmy na końcu ziemi znanej do końca średniowiecza. Dalej już nie było nic poza wodą, a dokładniej nie było nic znanego. Z tego końca ziemi najbardziej cieszą się nasze nogi, bo dalej już nie ma gdzie iść, choć w zasadzie jest jeszcze Muxia, ale czasu na to na szczęście już nie mamy :-)
I kąpiel w zimnym oceanie zaliczyliśmy - przy tym upale była to wielka przyjemność.
A wieczorem jeszcze spacer na sam kraniec, do latarni morskiej Faro, na zachód słońca, dalej już tylko ocean i ... Ameryka. Jeśli Kolumb widział to co my tam, a pewnie widział, to ten gość miał niesamowitą odwagę i masę szczęścia, że tam była po drodze ta Ameryka.
Uzupełnienie po Camino:
W Fisterze zanocowaliśmy w alberdze xunty. Tam otrzymaliśmy kolejne certyfikaty tzw. finisterriany. Alberga z wyposażoną kuchnią, czyściutka, może z trochę małymi łazienkami jak na ilość korzystających pielgrzymów, no i tylko z gorącą wodą. W upalne dni człowiek by się chętnie ochłodził ... No i mało gniazdek. Wyjeżdżaliśmy z Fistery rano (ok. 8:00) i o tej porze zamknięta była jeszcze recepcja, a razem z nią sala ogólna i kuchnia.
Docierając do przylądka przeszliśmy tego dnia 34,7 km (P)/ 34,9 km (Ap)/ 32,5 km (RSJ), a do tego trzeba jeszcze dodać 3,2 km - powrót z przylądka do albergi w Fisterze.
Pielgrzymi o poranku w okolicach miejscowości Hospital
Ze stoków Alto do Cruceiro widać już Cabo Fistera - ale to jeszcze kawał drogi przed nami
Plaża i ocean w Fisterze
Dla średniowiecznego pielgrzyma to był koniec ziemi - teraz za tą wodą jest Ameryka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz