Powoli się przybliżają góry. Widząc je jeszcze wczoraj zastanawialiśmy się czy na tych najwyższych szczytach jest śnieg czy też pas wapiennych skał - dziś już widać wyraźnie śnieg. Powoli kończy się Meseta, od jutra powoli będziemy nabierać wysokości. Nogi już się trochę przyzwyczaiły do płaskości terenu, ciekawe jak zareagują teraz na górki, ponowne "up and down" jak na początku Camino.
Dziś nocujemy w alberdze parafialnej. Prysznice i ubikacje czyściutkie i przestronne, spalnie i łóżka - nasz standard schroniskowy. Ale alberga ta ma też swój jakiś klimat.
Wykąpaliśmy się, zjedliśmy własnoręcznie przyrządzony obiadek, a teraz ... pada deszcz. Zdążyliśmy! Widać było na horyzoncie, że dookoła chodzą deszcze, ale nas nie złapało. A zaprosiliśmy dziś do towarzystwa św. Annę i św. Krzysztofa. Niestety prognozy na najbliższe dni nie są zbyt optymistyczne.
O 20:00 ma tu być Msza św. a po niej spotkanie. Ciekawe jak będzie.
I takie miejsce dziś minęliśmy:
Uzupełnienie po Camino:
Wychodząc z Santiago wybraliśmy nieco krótszy wariant Camino, ale za to niestety w większości wzdłuż drogi. Spotkaliśmy też parę starszych rowerzystów, którzy nawet pod małymi wzniesieniami mieli problemy. Później okazało się, że to małżeństwo starszych Kanadyjczyków.
O alberdze parafialnej Karl Leisner jest wpis powyżej, dodam może tylko, że ma też bardzo dobrze wyposażoną kuchnię.
Przeszliśmy tego dnia 32,6 km (P)/ 33,7 (Ap)/ 29,8 (RSJ). A Santiago coraz bliżej.
Nadal płasko - Camino w okolicach San Martin del Camino
Gotycki most w Hospital de Obrigo
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz