niedziela, 7 maja 2017

Calzadilla de la Cueza - Sahagun

Fajna niedziela. Wyruszyliśmy dziś jeszcze przed 7:00 chcąc zdążyć na 12:30 na Mszę w Sahagun. Do towarzystwa Ania zaprosiła nam dziś św. Benedykta bo chcieliśmy się zatrzymać w alberdze u benedyktynek. Tuż przed Sahagun minęliśmy punkt wyznaczający 1/2 drogi z SJPdP do Santiago. Teraz już mamy bliżej niż dalej. Przed 12:00 zameldowaliśmy się w alberdze, pokonawszy ponad 23 km i spokojne zdążyliśmy na Mszę św. do kościoła św. Lorenzo (cudny). Kolejna "normalna" Msza z jednym ministrantem nawet!
Wchodząc do Sahagun widzieliśmy jedną Amerykankę, która 2 dni temu we Fromiście umierała ze zmęczenia, a tutaj już siedziała kwitnąca przy kawiarnianym stoliku. Mogła nas wyprzedzić tylko w jeden sposób. Zresztą pielgrzymów na Camino jest niewielu, zdecydowana większość to "pielgrzymi". Widać to po pierwsze w kościołach - w miejscowości w kilku albergach, kilku hostelach i kilku hotelach nocuje kilkuset pielgrzymów, a na Mszy św. wieczorem jest 10-ciu. A reszta? Niech będzie, że część jest innych wyznań chrześcijańskich, ale znakomita większość idzie na Camino by przemyśleć życie, znaleźć jego sens, szukać jakiejś magii, medytować siedząc po turecku ze załączonymi dziwnie palcami, część traktuje to turystycznie. Rzadko kogo widać by się tu modlił (jedynym stałym "bywalcem" na Mszach spotykanym na naszym Camino jest Mona z Austrii). A kościoły tutaj nie zachęcają do modlitwy, sporo zamkniętych, w większości otwartych brak jest Najświętszego Sakramentu, część jeśli nie została całkowicie zamieniona w muzeum, to przez większość dnia pełni taką funkcję. Stąd też wśród "pielgrzymow" masa tutaj różnego rodzaju ludzi "wolnych", posthipisow, joginów, miłośników medytacji, rastafarian itd. Tylko po co idą, kto w końcu czeka na końcu tej Drogi? Jakiś guru, mistrz? Nie - tylko Apostoł, jeden z 12 uczniów Chrystusa.
Wielu "pielgrzymów" podjeżdża kawałki autobusami, część robi turystycznie tylko niektóre odcinki Camino, jeszcze inni idą na lekko, a bagaż jest przewożony do następnego hotelu. Choć są i tacy, którzy mają przewożony bagaż bo doznali jakiejś kontuzji - jak Ron z Kalifornii któremu dokuczyło kolano, czy pewien Australijczyk, któremu odezwał się ból w kręgosłupie.
Ciągle się zastanawiam po co Bóg wezwał nas na to Camino? Na pewno nie po to by narzekać na innych, w każdym razie każdy robi co chce, tylko że Camino mogłoby być wspaniałym miejscem ewangelizacji, a tego tutaj nie widać. Na razie staramy się też za tych wszystkich spotkanych ludzi modlić.
Dobrej niedzieli i całego nadchodzącego tygodnia życzymy wszystkim czytaczom :-)

Uzupełnienie po Camino:
W Sahagun zanocowaliśmy w alberdze u sióstr benedyktynek. W niej niestety brak kuchni dla pielgrzymów. Do tego materac w łóżku stary i po raz pierwszy poważnie obawiałem się pluskiew. Na szczęście nie było. A kolacja w b. miłej atmosterze. Trzeba jednak dodać, że alberga municypalna wyglądała bardziej zachęcająco :-)
Tego dnia przeszliśmy 21,7 km (P)/ 22,6 (Ap)/ 23,5 (RSJ).

 Niestety, ale na tabliczce stało jak byk - to nie są domy Hobbitów

 Kościół San Lorenzo w Sahagun (XII-XIII w.)
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz