poniedziałek, 1 maja 2017

Grañon - Villafranca Montes de Oca

Kochani którzy tutaj zaglądacie i nam kibicujecie w naszym pielgrzymim trudzie - nie zawsze udaje mi się dorwać do wystarczająco dobrego Internetu, więc stąd wynikają opóźnienia w zamieszczeniu informacji o tym jak nam się idzie. A idzie się chwilami ciężko, więc prosimy wszystkie dobre dusze o modlitwę za nas pielgrzymów, a także za tych, których pozostawiliśmy w domu. Wszystkim dziękujemy za zainteresowanie oraz modlitewne wsparcie. My pamiętamy o wszystkich bliskich i znajomych, i tych którzy prosili nas o modlitwę i zaniesienie ich próśb do św. Jakuba.
Jesteśmy przed przejściem przez kolejne góry. Dziś miał być dzień odpoczynkowy, ale zdecydowaliśmy się go trochę przedłużyć i mamy za sobą ponad 26 km, a w sumie już niemal ćwierć tys. Wyszliśmy z La Roji, ale ciągle rano mroźno, w zagłębieniach terenu szron, orzechy włoskie mają liście i kwiatostany zwarzone mrozem, a powoli wysokość n.p.m. rośnie; powietrze przewiane, wymrożone, słońce i dalekie widoki - pogoda tzw. fotograficzna więc nie mogę się oprzeć. Mieliśmy dwa dłuższe postoje po drodze, przy czym ten w Belorado ciekawy - weszliśmy do informacji tur. po sello, a tam wystawa o polskim wojsku z okresu II W.Ś. i "naszej" części tej wojny. W Belorado też opuścił nas Jacek. A potem już hop z krótkim tylko postojem na loda dla Ani :-) Ja za to wcześniej miałem piwo :-)
Mamy też kolegę Hiszpana, z którym nocujemy po raz trzeci, ale nie mamy wspólnego języka, więc porozumiewamy się na migi.
Acha. Po drodze spotkaliśmy trzy Polki z Wa-wy. I nie ma tutaj Mszy :-(
I wczoraj znalazłem na 2. palcu prawej stopy bąbla, ale w miejscu gdzie nie powinno go być i gdzie akurat mam luz w bucie - Gabrysia, to ten za was.
Ludzie spotkani są najciekawsi - na obiedzie rozmawialiśmy z Japończykiem, który ma żonę Węgierkę i mieszkają w Szwecji. Z kolei przy śniadaniu jeden Koreańczyk spróbował naszego dania - po raz pierwszy podano tutaj muesli z płatkami owsianymi w roli głównej, a że było też mleko, no to z Anią się na to rzuciliśmy - mina kolegi pielgrzyma, który też tak spróbował, bezcenna.
I ciężko się tu zagrzać, mimo że słońce świeci to jest zimno - czy my jesteśmy na pewno w Hiszpanii?

Uzupełnienie po Camino:
Nocowaliśmy w alberdze przy hotelu San Anton Abad. Bardzo fajna alberga, szczególnie sale czyściutkie, łóżka wygodne, przy każdym łóżku szafka. Jest też mała kuchnia dla pielgrzymów. A menu del peregrino dla pielgrzymów tańsze o 3 euro. W każdym razie nasz kolega Hiszpan wyraził się o tej alberdze przykładając pięć palców du ust i głośno cmokając :-) 
Tego dnia gdzieś nam się zgubiły dwie koleżanki - Dunka i Holenderka - i już ich później nie udało nam się spotkać.
Przeszliśmy na tym odcinku 27,7 km (P)/ 27,5 (Ap)/ 26,8 (RSJ).


 Świt nad Grañon i znak Zorro :-)

 Maj w Hiszpanii, a pielgrzymi w ciepłych kurtkach

Poland - first to fight -  wystawa w Belorado

 Na nizinach padały deszcze, a w górach śnieg - szczyty Montes de Oca z okolic Belorado

Krajobraz okolic Villafranca Montes de Oca z ruinami klasztoru San Felices 
 

3 komentarze:

  1. Gratuluję odwagi ! I trochę zazdroszczę wam :-) Ale od poprzedniej niedzieli rozwasela nas Łucja ! :-) Dzięki za modlitwę za naszą małą wnuczkę i za trudy ofiarowane w tej sprawie.
    pozdrawiam,
    PiotrZ

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest już 1.13 w nocy. Przeczytam Krzysztof, twój blog od początku (dziś Edyta dała mi namiary na niego). Serce mi rośnie jak go czytam i coraz bardziej myslę... :-)
    Hej!
    i czekam na kolejne wpisy !
    Piotr

    OdpowiedzUsuń
  3. Krzysiu, Anio - cieszę się że w końcu jesteście na drodze. Nam marzy się powrót w te miejsca, szczególnie że szliśmy dużo krótszą drogą. Będziemy o Was pamiętać w modlitwie, a czasami tu Was zaatakuję ;-) Buen Camino!

    OdpowiedzUsuń